Jednym z najciekawszych zjawisk w obrębie historii przestępczości są tzw. social bandit. Termin ten, wymyślony przez Erica Hobsbawma, odnosi się przede wszystkim do postaci znanych z podań i legend takich jak Robin Hood czy polski Janosik. Dwoistość tolerancji w stosunku do bandytów tego rodzaju jest w tym wypadku niezwykła. Warto się więc jej przyjrzeć.

Kim byli social bandit?

To chłopscy wyrzutkowie, uważani przez państwo czy panującego władcę za przestępców. Występowali oni bowiem przeciw prawu, jakie wówczas na różnych terenach panowało, ale w myśl zasady zabierania biednym i dawania bogatym. To z kolei sprawiało, że posiadali swoiste poparcie wśród ludności oraz byli uważani nie tylko za dobrych ludzi, wojowników sprawiedliwości, ale także za swoistych przedstawicieli oporu wobec ciemiężącej władzy.

człowieczek

Działalność bandycka w świecie

Nie ma jednak nic w tym dziwnego, a historie tego typu z pewnością były niezwykle istotne z punktu widzenia historii prawa. Jedną z nich są greccy bandyci, tzw. klefts. Żyli oni w górach, na co dzień pasali owce, ale ich przestępczość rozwinęła się przeciw Imperium Otomańskiemu. Napadali na bogatych kupców z Turcji, a pieniądze oddawali biednym. W ten sposób nie tylko występowali przeciw niesprawiedliwemu – z punktu widzenia Greków – prawa, ale także stanowili swoisty ruch oporu przeciw tureckiemu ciemiężycielowi.

Narodziny gangów

W ten sposób, w XVIII wieku, powstawać zaczęły gangi, wyjaśniają krakowscy adwokaci. Osoby wyjęte spod prawa prowadziły działalność przestępczą z poparciem społeczności ludowej, a przeciw władzy. Nie było w tym problemu, gdy władza pochodziła z obcej ręki, jednak z czasem przerodziło się to w niebezpieczne zjawisko państwa w państwie. Władze próbowały ratować sytuację stąd choćby pomysł na wprowadzenie zamkniętych częściowo dzielnic, które kojarzone były z przestępczością. Zjawisko to występuje do dziś, choć o zamknięciu nikt nic nie mówi.

Social bandit to niezwykłe zjawisko społeczne, które pokazuje, że prawo może być traktowane względnie. Wynika bowiem nie z zasad, które ustali ktoś odgórnie, ale z wewnętrznego poczucia sprawiedliwości.